"Nazywam się Leszek Kopeć. Urodziłem się 2 października, roku 1960 we Wrocławiu, w szpitalu na placu 1 Maja (tak się wtedy ten plac nazywał), ale to nie ma znaczenia, najważ-niejsze jest, że się tam urodziłem...

 Co ciekawe ponoć zaraz po urodzeniu strasznie się darłem (tak zeznała mi moja mama, która niewątpliwie jest zamieszana w tę całą aferę mojego urodzenia). Urodziłem się w niedzielę podobno...  i mama tuż przed urodzeniem mnie słuchała koncertu życzeń. Co złośliwi twierdzą, że przez to słuchanie koncertu życzeń we mnie zrodziła się tendencja do śpiewania i w ogóle jakby do muzyki w życiu.

 
Tak się złożyło, że będąc dzieckiem straciłem zupełnie wzrok. Ale dzięki moim rodzicom -którym dziękuję za to , że traktowali mnie jak normalne dziecko, czyli nie jak dziecko, które jest niepełnosprawne - chodziłem normalnie po podwórku, jeździłem na rowerze w późniejszych czasach, w co rzadko komu uwierzyć, a jednak.

 
Miałem wielu przyjaciół i kolegów. I wszystko to dzięki temu, że moi rodzice nie odizolowali mnie od innych dzieci. To przydało mi się w życiu w przyszłości.

 
W szkole podstawowej byłem dzieckiem nie bardzo skorym do nauki. O ile dobrze sobie przypominam będąc w klasie 2 szkoły podstawowej moja pani wychowawczyni napisała, iż : „Leszka ręce i paluszki nie są zbyt sprawne, ale jest to bardziej objaw lenistwa niż jakiegoś niedorozwoju ...”

 
Nie wiedziała co mówi, gdyż w 5 klasie szkoły podstawowej  moje paluszki i wszystko inne uaktywniło się na maxa. No i to już nie byłem JA. Byłem wtedy jeszcze drobnym chłopcem i koledzy przezywali mnie „szczurek” .

 
Pokończyłem masę  różnych, dziwnych szkół...

 
Pierwszy mój zdobyty zawód to był ślusarz obróbki ręcznej warsztatowej w Szkole Zasadniczej, przy ul. Kasztanowej 3a.

 
Skończyłem też Technikum Radiowo Telewizyjne ucząc się elektroniki jako jedna z pierwszych osób niewidomych (to było na Wiśniowej we Wrocławiu – tam był tzw. Zakład Doskonalenia Zawodowego kiedyś i on po dzień dzisiejszy jest).

Moje losy bardzo różnie się układały. Jako młody chłopak trafiłem do pracy do Spółdzielni Produkcyjnej, w której pracowałem na takich stanowiskach, jak : elektromonter, wiertacz, gwinciarz. Ale to były zawody, które jakoś do mnie nie trafiły.  Ciało moje wykonywało, to, co miało wykonywać natomiast dusza bardzo cierpiała.

Później postanowiłem zostać masażystą. Pojechałem  w tym celu do Krakowa ... NOoo i tam się dopiero wszystko pogmatwało....

W Krakowie okazało się, że ... zacząłem studiować na pewnej uczelni. Mogę zdradzić, że był to UJ, ale nie skończyłem tej uczelni, albo powiedzmy, że skończyłem, ale nie przyznaję się do tego oficjalnie. Ale mogę się przyznać dla tych, którzy będą studiowali tę stronę, iż to była szacowna uczelnia i wiele się tam nauczyłem, natomiast nie zależało mi za bardzo na papierku.

Mam słabość oczywiście do pięknych kobiet, jak każdy facet, ale tak naprawdę moją rodzinę najbliższą tworzą poza oczywiście rodzicami i innymi bliskimi mi osobami –
Ja i 2 psy – to jest nieodłączna rodzina.

 

Gaspar to piękny owczarek niemiecki długowłosy, który jest psem przewodnikiem.
 



I oczywiście Nutka, moja suczka, która jest dyrektorem w domu i rządzi mną i Gasparem.

 

No i miewamy się zupełnie dobrze we troje.
     

 

 

Największa miłością w moim życiu na pewno jest śpiewanie i granie, ale do tych miłości życiowych należy zaliczyć też pracę z dziećmi i  (złośliwcy mówią) praca w radiu i ... praca w radiu.

Cóż jeszcze mógłbym o sobie powiedzieć  ?...

Mogę powiedzieć, że jestem kimś, kto jest jedną wielką życiową improwizacją. Na pewno chciałbym być człowiekiem poukładanym w jakiś sposób. Nie jestem. Jestem człowiekiem który jest ciągle rozbiegany, który chodzi gdzieś z głową w obłokach i któremu ciężko jest się przystosować do dzisiejszego świata.  Myślę, że ja powinienem urodzić się 100 lat wcześniej i wtedy w tamtym świecie znalazłbym sobie chyba łatwiej miejsce niż w dzisiejszym świecie, który jest dla mnie bardzo trudny. Ja nie umiem się pogodzić z niektórymi rzeczami, które dominują w naszym życiu. Nie umiem się pogodzić z tym, że ludzie przestają się szanować. Jestem w ogóle buntownikiem i pewnie taki już umrę ( chociaż żyć chcę oczywiście długie, długie lata, no bo życie jest piękne i jest jedno , dlatego trzeba je wykorzystać na max – jak mawiają ).
 

 
  
     
       


Gdybym miał cokolwiek w swoim życiu zmienić nie zmieniłbym niczego. Łatwo policzyć ile mam lat.  A więc nie jestem najmłodszy, nie jestem najstarszy natomiast chciałbym po sobie pozostawić jak najwięcej śladów, dobrych śladów i do tego będę dążył.  NO i oczywiście przyjąć zasadę medyczną – przede wszystkim nie szkodzić. Chociaż to bardzo trudna zasada i muszę z przykrością stwierdzić, że w dzisiejszych czasach trudna do realizacji, ale jeśli coś jest trudne nie oznacza, że jest niemożliwe.

A więc do zobaczenia gdzieś tam ze mną, do spotkania albo poprzez moje piosenki, albo zgdzieś na jakimś koncercie  albo w audycji radiowej.

Przesłanie, które znajduje się na tej stronie i ta piosenka „Chcę biec do ludzi” – nie wiem jak to się stało, że stała się ona moim przesłaniem. Przesłaniem, które chcę by do końca mojego życia nie wygasło.

  Chcę też na tej stronie zamieścić podziękowania dla moich przyjaciół Beaty i Klaudiusza za to, że dzięki ich zapałowi i pracy mogła zaistnieć ta strona internetowa.

Do usłyszenia i zobaczenia ...

To mówiłem ja - Leszek Kopeć."

Rozmowa ta została przeprowadzona i nagrana
28 września 2006 roku we Wrocławiu.